uchodźca

Rozpaczliwie próbuję dotrzeć do swoich granic. Na wszystkie sposoby. Metodycznie, krok po kroku, według planu. Na wariata, znienacka, pod wpływem chwili. O świcie i po ciemku, kiedy wszystkie linie są rozmyte a straże uśpione, kiedy i mnie czujność zawodzi i kierunek. O tak, wtedy najchętniej wyruszam na poszukiwania.

Lecz ta ciemność niestety idzie pod rękę z niepewnością, bo gdy kroki stawiam, to nie wiem, po której stronie granicy odciskam ślady. Czy jestem już uchodźcą z własnej postaci? Czy już opuściłam siebie, czy niecierpliwie drepczę tuż przy linach wysokiego napięcia. Czy poczuję inny smak innego powietrza, inny kolor czerni, gdy opuszczę swą siedzibę i udam się na zwiady, czy jest może prościej i rozleję się bezmiarem wody na wszystkie strony, szczęśliwa i lekko zadziwiona, że nikt do mnie nie strzelał.

Kiedy stanę się kimś innym, kimś spoza, z zewnątrz, kimś, kto spenetrował oba światy i teraz może już je umiejętnie połączyć, zlepić spasować. Czy już to umiem? Jak mam to sprawdzić, kiedy dookoła ciemność? Jak wyjść poza? Jak się połączyć?

Zastygam więc w skupieniu, w zmęczeniu zasypiam, pozwalam rzeczom istnieć  a gdy się budzę, jest już jasno i przestrzeń wydaje mi się zupełnie obcym pejzażem, nie licuje z nocnymi wrażeniami. Jest statyczna jak obraz na płótnie, rozciąga się po horyzont i wydaje się cała moja. Jest harmonią kolorów i dźwięków, rozpościera się do miejsc mi nieznanych a jednocześnie zamknięta jest w swym bezruchu. Kiedy próbuje ją przemierzyć mam wrażenie, że napędzam stopami kulę ziemska, która się kręci ale ja stoję w miejscu. Utykam, zastygam, nieruchomieję w czasie choć mogę rozpostrzeć szeroko ramiona albo zakrzyczeć. Choć mogę zaśmiać się i zapłakać, ale po pewnym czasie nie pragnę już ani  śmiać się ani płakać. Pragnę niewiadomego, ciemności, która daje złudzenie odkrywania albo jest samym odkrywaniem, podróżą w nieznane. Która jest szukaniem.

Pragnę ruchu, trzęsienia ziemi, bo może to też jest sposób, żeby wypaść ze swych ról w sposób przypadkowy i niekontrolowany, chcę być odrzucona gdzieś daleko i zacząć od nowa żyć, na nieznanej ziemi. Pragnę wąchać liście z wszystkich stron w poszukiwaniu zwierząt, które przeszły i pójść za nimi; pragnę szukać i znaleźć szczelinę, przez którą ucieknę, wykradnę się sobie i może już nigdy nie oddam się do obrotu.

Więc znów schodzę do podziemi. I szukam. Ale mnie nie szukajcie.

wszystko jest relatywne

Miałam w swoim życiu wątek z butami. W bardzo krótkich odstępach czasu natykałam się w najróżniejszych miejscach na buty. Pary, pojedyncze, trampki, kalosze, kapcie. Były takie, które ewidentnie ktoś wyrzucił, były takie, które wyglądały jakby komuś wypadły i takie, które wyglądały jak pies zostawiony na chwilę przed sklepem. Miało się wrażenie, że ktoś zdjął je zaledwie przed kilkoma minutami. Mam skłonność do fantazji i skojarzeń. Często jej ulegam i nie uważam, żeby to było coś groźnego. Naturalnie więc zaczęłam odbierać te buty jako znaki i postanowiłam wydeptać sobie z nich jakąś wróżbę. O to naprawdę nietrudno, szczególnie w takich wypadkach. Ma się wtedy wrażenie, że świat składa się z kilku wymiarów a ja, jako jedna z nielicznych, mam do nich dostęp. Poczułam, że ktoś do mnie mówi i nie ukrywam przyjemna to była rozmowa. Wyczytałam z tych butów jak z fusów od kawy, że jestem w drodze, a po stopniu zużycia i ich różnorodności wywnioskowałam, że ta droga nie jest gładkim asfaltem, że bardziej jest jak przygoda, pozbawiona monotonii podróż po nierównym terenie. Są biegi, błoto i leniwe klapanie laczków. Wszystkiego po trochu. Uśmiechnęłam się wtedy do siebie, bo pomyślałam, że tak lubię; być w drodze, szukać, gubić się znajdować, zmieniać teren. Nic oryginalnego, nic wielkiego, żadne wow. Ale perspektywa fajna. Wciąż nie znajdować.
Pewnie głupie to moje wymyślanie i kolorowanie przestrzeni między podobnymi do siebie chwilami i próba złożenia z nich korali. Ale to taka niewinna zabawa, której czasem pozwalam się wymknąć z rąk i mną zawładnąć. Jest mi wtedy trochę łatwiej, bo czuję się jakby mi ktoś posypał okruszków w lesie a ja zdążyłam je odnaleźć przed ptakami. Jestem szczęściarą, myślę sobie wtedy. I tak się czuję. Jestem wybrana. Ta, która więcej widzi i inaczej czuje, ta która może wiedzieć więcej.
Oczywiście, że to głupie złudzenie. Ale to ja zdecyduję, co z nim zrobię.
Potem te buty gdzieś zniknęły. Utknęłam, można pomyśleć. I oczywiście jeśli zechcę, pomyślę, że pewnie tak jest i przekonam wszystkich do takiego postrzegania spraw. Ale jeśli zechcę, powiem, że nic z tego, bo teraz idę boso, żeby czuć jeszcze lepiej. Mogę wymyślić, co tylko mi się zamarzy. I mogę w to uwierzyć. W ten sposób mogłabym skompletować całą szkatułkę pięknej biżuterii. Czyż nie byłabym wówczas bogata?
Wszystko jest relatywne.
Dziś rano, jadąc do pracy, znów ujrzałam buty. Parę butów, związanych sznurówkami i zawieszonych na drutach elektrycznych. Sama nie wiem, jak je dostrzegłam, nie myślałam o tym wtedy, ale oczywiście podjęłam dawną podróż i zabawę w robienie biżuterii. Teraz będę latać, pomyślałam.
I jeszcze: wszystko zależy ode mnie …

podróż

https://annawoloch.wordpress.com/2017/03/25/597/fot. Anna Wołoch

Jestem w podróży. Błąkam się gdzieś otulona myślami jak szalami, które przy większym podmuchu porywa wiatr. Żadnego nie udaje mi się złapać. Ale to nie szkodzi w sumie, bo już, znowu, coś miękkiego jedwabistego głaska mnie po twarzy. Więc po tamtych nawet żal nie zostaje, choć piękne się prezentowały i niewątpliwie byłyby mi ozdobą. Nie ma jednak czasu na kontemplowanie strat, kiedy przede mną feeria kolorów się rozpościera. A wszystkie mgliste jakby, niewyraźne trochę, choć właśnie w tym niedopowiedzeniu tkwi ich siła. Bo te zdania niepełne są zaproszeniem do zbliżenia się, do dotknięcia konturu, do dopełnienia zachwytu. Obietnicą padnięcia na kolana i krótkiego bezdechu, którym pół życia można się karmić. Różnorodność kolorów na pokuszenie wiedzie jednak i zanim uda mi się jeden nazwać i myślą dotknąć  swoją, niespodziewanie przed oczyma przebiega mi kolejny, w odmiennej tonacji i wrażenie zostawia, którego sposób zignorować. Więc skręcam.

Las duży i ścieżek mnogo, zakrętów, rozdroży i miejsc nieudeptanych jeszcze, gdzie przy drobnym wysiłku i niewielkim uszczerbku na ciele pierwsza stopę postawić mogę. Tyle mnie kusi, jakże więc za jednym szalem gonić. Tym bardziej, że nie posiadanie go mnie nęci ale dotyk, kształt, wyobrażenie o sobie, jak biegam nim otulona, jak oglądasz się za mną, taką nadspodziewanie piękną. Mną a inną jakąś, bo te szale to do siebie mają, że blask nieokreślony z nich bije. Więc z potrzeby nieposiadania i wrażeń w podróży jestem, otulona myślami jak szalami, które przy większym podmuchu porywa wiatr …

między nami

Są rzeczy we wszechświecie niezbudowane z liter choć na literach zawieszone. Rozpostarte niczym pranie między zdaniami, delikatnie powiewające z wiatrem; a potem, gdy ktoś je ściągnie, zastanawiasz się, czy tam jeszcze wczoraj coś wisiało, czy to było złudzenie. Wisiało, ale w szumie wiatru tylko, między promieniem słońca a wydechem, między spojrzeniem a myślą, między być może a to niemożliwe, między zdawało mi się a widziałam wyraźnie. Jak płochliwe rzadkie zwierzę, na które najpierw czaisz się z aparatem a potem, gdy je ujrzysz tak bardzo przeżywasz spotkanie , że sparaliżowany nie drgniesz nawet, by aparat przyłożyć do oka. Wydaje Ci się, że starczy jak patrzysz, bo przecież nasiąkasz chwilą do ostatniej nitki.

A potem nikt Ci nie uwierzy, Ty sam sobie przestaniesz w końcu wierzyć, bo przecież pranie już nie wisi i nawet zapach nie został.

Ale potem pewnego dnia ujrzysz na ulicy dziewczynę w dziwnie znajomej sukience i wróci spotkanie, i nić zawieszona między zdaniami. I być może znajdziesz odwagę, żeby podać jej klamerkę a ona wespnie się na palce i zamocuje pierwszą rzecz na sznurze …

jak powietrza potrzebuję …

Zatęsknij za mną, przecież milczę. A nawet, gdy mówiłam to słowami, których nie znałeś.

Nie dałam ich oswoić, zniknęłam a ty mnie nie szukałeś.

Zatęsknij za mną. Za przestrzenią schowaną w kieszeniach, za emocją zaciśniętą w dłoniach.

Nie pokazałam ci jej. Chciałam żeby należała do mnie, nie do nas.

Zatęsknij za mną. Bo nie wpisuję się w ramki, wśród których się obracasz.

Mam swoje drogi, swoje miejsca, swoje twarze, do których wracam.

Zatęsknij za mną, bo przecież żadnej mnie nie znasz a człowiek tęskni za tym co nieznane.

Nie pokażę się, nie dam się dotknąć ale będę mogła spokojnie żyć dalej …